-------Linn-----------
Wbiegłam na górę, skacząc ze
schodka na schodek. Zostawiłam Lou na dole bo co miałam zrobić,
ten w tym czasie grał na mojej gitarze nucąc przy tym. Na ekranie
wybrałam numer Eddy'ego, usiadłam na parapecie wypatrując na
niebie sama nie wiem czego.
-Hej mała jak się czujesz? -
usłyszałam zmartwiony w słuchawce głos Ed'a
-aaa okej – odpowiedziałam,cóż
była to dość lakoniczna wypowiedź ale co miałam powiedzieć
-odwieźliście Hazzę do domu? - spytałam trochę zastanawiając
się po co zadałam to pytanie
-Tak odwieźliśmy Linny, nie martw się
postaram się by Cię nie nachodził – mruknął do słuchawki
-Spoko, tylko pytam... Nie chcę go
widzieć chyba w najbliższym czasie – zaśmiałam się nerwowo do
słuchawki – hej Eddy, bo dzisiaj Lou zostaje u mnie na noc... ale
nie chcę być jutro sama, poza tym muszę znaleźć jakąś pracę
na pół roku zanim zacznę studia.-westchnęłam – pomógłbyś
mi?
-Jasne Linny, ja miałbym Ci nie
pomagać? Proszę Cię... Wpadnę rano z ciepłymi bułeczkami dla
nas a Ty miej spokojny wieczór- zachichotał – z Lou będzie
ciężko...
-Co Ty mi powiesz? Już udawał
postacie z Kubusia Puchatka – zaczęłam rechotać do telefonu –
dobra kończę Eddy! Śpij dobrze, dobranoc! - powiedziałam i zanim
on odpowiedział, rozłączyłam się. Teraz jeszcze Niall,
wyszukałam go na liście numerów i zadzwoniłam, pierwszy
sygnał.... drugi... trzeci
-no cholera odbierz – jęknęłam i w
tym samym momencie Niall odebrał
-Cholerą nie jestem... Jestem Niall...
Niall który... - nie zdążył dokończyć bo mu przerwałam
-Tak, wiem Niall kanapkowy skrytożerca
– zaczęłam się śmiać – w sumie dzwonię tylko by
poinformować że jeden członek z waszego zespołu się zagubił u
mnie a na dodatek zostaje u mnie na noc – uśmiechnęłam się pod
nosem
-Czyżbym to był jaaa? - powiedział
Niall
-Nope, Lou i dobrze o tym wiesz!
Wpadnijcie jutro do mnie wieczorem na kolacje co? -spytałam
grzecznie uspokajając się
-Nooo nie wiem nie wiem – szepnął
smutny -skoro to nie ja tam jestem, to nie wiem czy mogę być jutro
– pociągnął nosem
-no proszę proszę proszę!- zaczęłam
się drzeć do telefonu tak, że po chwili w drzwiach pojawił się
zziajany Lou z gitarą a ja położyłam tylko palec na ustach.
-Dobra, a może Ty wpadniesz do nas na
kolację? - spytał Niallar – wiesz byłoby nam miło!
-No nie wiem, wiesz co dzisiaj się
stało... Nie wiem czy chcę widzieć Hazzę – mruknęłam i
spojrzałam na Lou, który momentalnie podszedł i mnie przytulił
-No ok pogadam z chłopakami rano dam
Ci odpowiedź, a może pójdziemy po prostu wieczorem coś zjeść na
mieście a potem do klubu? - usłyszałam dumę z jego pomysłu w
glosie
-Noo myślę że spoko!- zaśmiałam
się po czym dodałam łapiąc za rękę Lou – Niall kochanie muszę
kończyć paa – powiedziałam i rozłączyłam się
-Kochanie? Do niego mówić kochanie?!
- spojrzał na mnie Lou z wyrzutem
-wybacz, inaczej by dzwonił cały czas
– zaśmiałam się biorąc go pod rękę – chodź misiaczku –
ziewnęłam – idziemy oglądać film, jaki wybrałeś? - spytałam
zaciekawiona zeskakując ze stopnia na stopień
-Shreka – zachichotał -mam
straaaszną ochotę go obejrzeć, możemy? - zrobił wielkie maślane
oczy
-Jasne – poczochrałam mu grzywę -
chcesz jeszcze coś do picia? Albo do jedzenia? -spojrzałam na niego
pytającym wzrokiem
-Czekoladę z bitą śmietaną i
piankami, lody miętowe, popcorn iii eee ciastka z galaretką iiiii
– zaczął wymieniać a ja zakryłam uszy -już już! To chyba
musimy skoczyć do sklepu, bo nie wszystko mam... - Jęknęłam,
uśmiechnęłam się do niego
-OK! To chodź! - zaczął wymachiwać
rękami po czym ubrał płaszcz czapkę szalik i buty. Ja
podobnie,Lou pomógł mi ubrać płaszczyk,po czym wypchnął mnie za
drzwi a sam je zamknął na klucz. Podrzucając je wziął mnie pod
rękę – o tej porze został nam tylko spożywczak – uśmiechnął
się do mnie – mamy jakieś 15 minut drogi obyśmy nie zamarzli –
dodał wyciągając telefon, odblokował go widziałam El na tapecie,
Lou westchnął głośno na co ja go ścisnęłam mocniej
-dasz radę z nią czy bez niej, ja w
to wierzę – uśmiechnęłam się delikatnie do niego
-a ja nie jestem taki pewien –
odpowiedział spojrzał smutno – heeej chodźmy do McDonalda co?
-no okej, wierz mi że dasz radę, nie
ważne jest jak długo ktoś z nami był, ważne ile pozostawił w
nas siebie. Warto o tym pamiętać i pogodzić się z tym, że życie
biegnie dalej – posłałam mu ciepły uśmiech gdy otworzył mi
drzwi i gestem zaprosił mnie do środka. Zamówiliśmy Ogromne Mc
Zestawy, Serniki, Latte, Herbatę o smaku jagodowym. Po czym
usiedliśmy z dwoma ogromnymi tacami w kącie lokalu.
---------Lou-----------------
Znalazłem miejsce gdzieś na końcu,
choć już widziałem spojrzenia dziewczyn mimo że, dochodziła już
północ. Położyliśmy tacki pełne jedzenia na okrągłym stole po
czym odsunąłem krzesło Linny
-obsługa pierwsza klasa proszę Pana!
- zachichotała Linn po czym wysłała mi buziaczka
-Wiadomo lepszej nie znajdziesz! O
patrz mamy szczęście – wskazałem za wielkie okno, śnieg sypał
jak nie wiem
-Ooo noo – westchnęła – niech
zima już się kończy, święta tuż tuż – mruknęła jeszcze i
widziałem, że coś ją dusi i już chciałem pytać gdy nagle
podeszły do nas dziewczyny nie 2 czy 3 a około 20 każda chciała
zdjęcie, każda chciała autograf a dodatkowo jeszcze porozmawiać.
Olały totalnie fakt że obok mnie siedziała Linny, która była
nieco zażenowana całą tą sytuacją.
-Przepraszam was dziewczyny, ale nie
mam teraz czasu siedzę z przyjaciółką jakbyście nie zauważyły
i chcę z nią miło spędzić ten wieczór a w sumie już noc. Więc
wybaczcie pojawcie się za 3dni na naszym koncercie w Planet Center
obiecuję, że z chłopakami będziemy wtedy otwarci na wasze pytania
i zdjęcia. - i poszły lecz na odchodne rzuciły kilka bluzg na
Linny co widać było mocno ją zabolało
-nie przejmuj się Linny –
uśmiechnąłem się do niej po czym złapałem za rękę
-Wiem Lou wiem, już tego nie zmienię
wkopałam się w życie sławnych to już będę brnąć w tym
bagnie. - zaśmiała się ponuro po czym zapiła nuggetsa herbatą
jagodową
-Damy radę, uwierz mi znamy się
krótko nawet bardzo ale z nami nie zginiesz, z tego co wiem Ed chce
byś śpiewała z nim na koncercie... Szczerze? Nie dziwię mu się –
spojrzałem na nią – Hej, co robisz w święta wyjeżdżasz
gdzieś?
-Aaa... w tym roku świąt nie będzie,
nie chcę może pojadę sobie w góry,a może posiedzę po prostu w
domu? - wzruszyła ramionami – święta kojarzą się z ciepłem
rodzinnym i szczęściem, od dłuższego czasu już go nie czuję a
moje serce przepełnia pustka. Możliwe że też teraz to czujesz,
lecz każdemu z nas przejdzie i będziemy nie raz szczęśliwi,
cokolwiek możemy określić mianem szczęścia -zachochotała
-Oooo nie moja droga, albo pojedziesz
do rodziny, albo będziesz na te dni moją rodziną i pojedziesz ze
mną dodatkowo przyjdziesz na wigilię najbliższych zespołu...
-ale wiesz Hazza – powiedziała i
spojrzała na mnie z uwagą
-wieeem ale damy radę, wymyślimy coś
by nie było problemów – ziewnąłem kończąc „posiłek”
-Linn chyba już dzisiaj nie zrobimy tych zakupów ani nie obejrzymy
filmuuu idziemy do domu co?
-To chodź- dziewczyna złapała moją
dłoń przy okazji wyrzucając opakowania po jedzeniu. Wyszliśmy i
nawet nie chciało nam się rozmawiać, trzymałem jej dłoń
śmieszne że znamy się nieco ponad dzień, na dodatek tyle samo
jestem singlem. Właśnie ciekawe co robi teraz El czy siedzi sama i
smuci się na myśl o zerwaniu? Nie... nie sądzę pewnie jest z tym
chłopakiem Andre? Czy jak mu tam. Nie wiem, jest mi chyba przykro.
Zależało mi na nas. Chciałbym walczyć o nią ale nie wolno mi.
Jeśli będzie z nim szczęśliwsza, faktycznie nie mieliśmy za
wiele czasu. Wolałem imprezować z chłopakami a może po prostu
musiałem? Ciągłe wyjazdy ciągły brak czasu, czasem ta sława
mnie męczy. Oddałbym wiele za parę normalnych chwil, prawie jak
ta. Idę sobie z Linni ona sobie rozmyśla i ja sobie rozmyślam jest
między nami nić porozumienia. Nagle dziewczyna szarpnęła moją
rękę a do mnie doszły dźwięki skamlania psa i krzyki.
-Zostawcie go – Usłyszałem
warknięcie Linn w stronę jakiś dzieciaków, nie to nie były
dzieciaki byli w naszym wieku ale to nawet nie była młodzież a tym
bardziej dorośli to były bydlaki które kopały przywiązanego go
drzewa psa. Miał związane łapy wszystkie 4 razem piszczał a z
pyska kapała mu krew, oczy miał smutne i przerażone... Odbijały
się od światła księżyca i śniegu.
-Uuuu, bo co nam zrobisz – zaśmiał
się jakiś chłopak i ruszył w stronę Linn, był postawny około
190 cm wzrostu na oko, miał blond grzywkę która nachodziła mu na
oczy i skarpetę na głowie. Ubrany był w ciemne rurki i ciemny
płaszcz. Podbiegłem do Linn i stanąłem przed nią murem
-Spieprzaj od niej... - Zacząłem
podwyższać ton i spojrzałem mu prosto w oczy, zobaczyłem w nich
błysk złości, niezaspokojonej agresji, chciał się wyżyć na tym
psiaku, który na oko miał z 4 miesiące.
-Andy zostaw ich, chodźmy już stąd...
- Usłyszałem głos, bardzo mi znajomy zahuczał mi w głowie a
chłopak odwrócił się do dziewczyny która to powiedziała
-El, daj spokój co oni mogą nam
zrobić? - zarechotał złośliwie patrząc na moją byłą już
dziewczynę nie spodziewałem się tego... nie po niej. W moich
oczach pojawiły się łzy Linn wyminęła mnie i wykorzystała
chwilę nieuwagi Andre i odwiązała psa po czym wzięła go na ręce
po czym położyła mi go w ramionach i kazała iść. Ja zszokowany
całą tą sytuacją spuściłem wzrok przytuliłem ciężko
dyszącego psa, łzy spływały mi po policzkach po czym kapały na
zakrwawioną sierść psa. Nie zauważyłem nawet gdy znalazłem się
na ulicy chciałem coś powiedzieć lecz gdy się odwróciłem nie
znalazłem za sobą Linni.
-Linn? - jęknąłem zaniepokojony i
spojrzałem na psa który dyszał już tak ciężko jakby miał
wyzionąć ducha
-Biegnę – krzyknęła, gdy wybiegła
z parku miała zakrwawioną twarz
-Jezu co Ci się stało, kto Ci to
zrobił? - byłem tak zdenerwowany, że z podniecenia chciałem aż
rękami machać co spowodowałoby zrzucenie psa na ziemię – ten
jednak zawył z bólu
-Nie teraz Lou, gdzie jest najbliższy
weterynarz? - powiedziała pośpiesznie – Bo każda minuta dla
psiaka jest teraz cenna – dodała a ja tylko krzyknąłem byśmy
szli, lecz zamiast iść pobiegliśmy, myślałem teraz tylko o
psiaku choć widok El i tego człowieka migał mi przed oczami, nie
oni nie zasługują na miano człowieka, jak mogli. No ja?!
Zapowiadała się prawdziwie ciężka
noc, kolejna już....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz