Nie chciałam mówić Louisowi co stało
się tam w parku, gdy on wyszedł na ulicę, mogłam się spodziewać
że jeśli Andre był wstanie prawie zakatować to biedne zwierzę,
to też bez problemu i mnie uderzy. Miałam podbite oko, a z wargi
leciała mi krew, jednak najgorszy był ból w okolicach serca nie
był on czysto fizyczny raczej moja psychika podświadomie działała.
Jak można być takim bydlakiem? Nie wiem, Eleanor szybko uciekła
zostawiła Andre i mnie samych, po jego pierwszym ciosie. Przez te
wszystkie myśli przystanęłam na chwilę.
-Lou? - krzyknęłam a ten przystanął
byliśmy już pod drzwiami weterynarza, jednego z najlepszych
-Co?-spytał zdezorientowany, po czym
złapał na klamkę
-Ty będziesz mówił, od Ciebie zależy
kto będzie odpowiadał za popełnione winy, wie że ją kochasz mimo
tego co zrobiła. Znasz też prawdopodobnie moje zdanie na ten temat.
Lecz wybór należy do Ciebie, jednak oni powinni zostać ukarani...
-powiedziałam wchodząc zdyszana do weterynarza, a Lou tylko
przytaknął
-Temu psiakowi potrzebny jest
ratunek... - krzyknęłam na wejściu i po chwili pojawił się
weterynarz i jakaś kobieta.
-Matko co się stało... - jęknął
wet patrząc na ledwo żywego psiaka a ja spojrzałam na Lou....
----------Lou-----------------
Nie miałem za wiele czasu by to
przemyśleć to co powiedziała Linni, jednak zgadzałem się z nią
co do tego że i Eleanor pomimo mej miłości jak i Andre w ramach
mojej nienawiści w stosunku do niego powinni zostać ukarani. Jak
pomyślałem tak też się stało. Lekarz zabrał psa który nie
byłem pewien czy jeszcze oddycha
-Temu psiakowi potrzebny jest
ratunek... - krzyknęła Li na wejściu i po chwili pojawił się
weterynarz z kobietą jakby pielęgniarką przy boku.
-Matko co się stało... - jęknął
weterynarz -Wiecie kto mu to zrobił?!
-Tak wiemy -powiedziałem mimo że, w
gardle miałem wielką gulę której za cholerę nie mogłem
przełknąć
-Mario, zadzwoń na policję
-powiedział weterynarz do dziewczyny w recepcji – trzeba spisać
ich zeznania, Kat biegiem na salę, może zdołamy go uratować –
wrzasnął po czym zniknęli za drzwiami. Ja opadłem na krzesło,
czułem się słaby dawno nie było we mnie tego uczucia, jak się
nie mylę podczas trwania x factora. W mojej głowie była burza
myśli, spojrzałem na siebie ręce miałem zakrwawione tak samo jak
koszulkę i spodnie. Łzy same napłynęły mi do oczu, po czym bez
mojej zgody spłynęły po policzkach. Zakryłem rękoma twarz, nie
był to najlepszy pomysł bo teraz i twarz upaćkaną miałem krwią
psiaka. W głębi serca modliłem się by on przetrwał tę i kolejne
noce, patrzyłem na białe drzwi tak jakbym czekał na coś, tylko na
co? Na cud? Ktoś uklęknął przy mnie, spojrzałem w tą stronę,
to była Li, krew spływała jej nadal po wardze, bo przy każdym jej
słowie rana otwierała się na nowo, teraz zauważyłem że oprócz
opuchniętej, obitej wargi jej prawe oko wygląda równie źle. W jej
wzroku było tyle cierpienia, nie tylko mi oczy szkliły się.
-Lou, idź złóż zeznania –
szepnęła prostując nogi i podając mi rękę podciągnęła mnie
do góry. Przyjrzałem się jej mocno, mimo wszelkich obić, obtarć
była śliczną dziewczyną na którą na pewno mało kto by
zasłużył. Wtuliłem się w nią mocno
-Przepraszam, że poszliśmy do tego
sklepu – bąknąłem pod nosem i spuściłem wzrok
-Lou, dziękuję że poszliśmy do tego
sklepu, gdyby nie to nie uratowalibyśmy tego szczeniaka – Linn
przerzuciła wzrok na drzwi
-Li, ja powiem im wszystko, wszystko...
- szepnąłem jeszcze a ta skinęła głową i uśmiechnęła się
delikatnie, zrobiłem to samo po czym opuściłem ją i poszedłem do
pomieszczenia obok by porozmawiać z policjantami. Musiałem być
silny i powiedzieć całą, calusieńką prawdę. Tak też
zrobiłem....
-------------Linn-------------------
-Hej chodź tu – usłyszałam gdy
odprowadziłam już wzrokiem Louisa. Odwróciłam się i zobaczyłam
dziewczynę z recepcji która stała z apteczką w dłoni, - trzeba
opatrzyć Ci rany – uśmiechnęła się nieśmiało, na co ja
skinęłam głową i jęknęłam tylko. Nienawidziłam szczypania ran
po wodzie utlenionej, wiedziałam też że bez szycia się nie
obejdzie
-pewnie będę musiała wylądować w
szpitalu by zszyli mi to – wskazałam na ranę, a Kat zaśmiała
się
-spokojnie, myślę że mój tata
będzie mógł Ci ją zszyć bez problemu, w końcu jest też
lekarzem, co prawda od zwierząt ale jak widać i wśród ludzi jest
bydło, bez urazy oczywiście nie mówię tu o Tobie – przyjrzała
mi się, po czym chciała już lać wodę utlenioną
-Stój, czekaj zadzwonię tylko po
kolegę by przyjechał po Louisa, lepiej by się przebrał i wyspał-
Kat tylko skinęła głową na co ja usiadłam na krześle i wzięłam
kurtkę Lou i wyciągnęłam jego telefon. Szybko połapałam się
jak używać tego ustrojstwa i znalazłam w liście kontaktów numer
do Liama. Zielona słuchawka... Pierwszy sygnał.... Drugi...
Trzeci.... nic. Rozłączyłam się i wybrałam numer do Zayn'a ta
sama procedura jak przy Liamie, ten jednak odebrał
-Louis idioto, miej poważny powód by
dzwonić do mnie o tej porze, jeśli nie to Ci nogi z dupy powyrywam
– fuknął zaspanym głosem do telefonu Zayn
-Hey Zayn, tu ja Linn słuchaj chciałam
dodzwonić się do Liama jednak ten ma chyba za mocny sen
-westchnęłam – potrzebuję Twojej pomocy wziąłbyś auto i
przyjechał pod klinikę weterynaryjną pana Chartuni? Wiesz tą w
centrum obok waszego ulubionego starbucksa na rogu. - nie znałam
jeszcze nazw ulic, więc musiałam tłumaczyć.
-Co wyście narozrabiali? - spytał
przestraszonym głosem Zayn po czym dodał – już jadę, będę za
15 minut – zanim zdążyłam mu coś wytłumaczyć rozłączył
się.
-Okej jestem gotowa na ten zabieg –
westchnęłam cicho ponownie po czym odwróciłam się w stronę Kat
-Hej, mogę Cię o coś spytać? - jej
oczy zapłonęły a ja zrobiłam pytającą minę – Jak to jest, no
wiesz znać kogoś sławnego? - w jej oczach było widać skupienie
-Hm, mogę zadać Ci to pytanie też,
już znasz Louisa – zaśmiałam się – tak prawdę mówiąc nie
wiem, znam ich dopiero kilka dni, ale nie wiem jak długo to
potrwa... Prawdę mówiąc nie chcę im siedzieć na głowie, minęły
4 dni? A ja już myślę o powrocie – spuściłam wzrok i wtedy
usłyszałam tylko
-Nie możesz tego zrobić – krzyknął
Lou gdy wchodził do pokoju – nie zostawisz ani mnie ani ich
wszystkich teraz, zrozumiano?! - był zły a może smutny, głos był
pełen rozpaczy
-To dopiero myśli Lou – pisnęłam z
bólu, warga piekła mnie strasznie mocno, zacisnęłam dłoń na
nadgarstku Louisa z całych sił – kuuuuuur.... - nie dokończyłam
bo wtedy wszedł Zayn wraz z Niallem gdy nas zobaczyli szczęki im
opadły.
-------------Zyan-----------
Kiedy zadzwoniłam do mnie Lina i
powiedziała że są z Louisem w klinice weterynaryjnej wiedziałem,
że coś poważnego musiało się stać. Szybko wstałem i wleciałem
do pokoju Niallara
-Niall wstawaj, coś się stało –
ten jak na baczność wyskoczył z łóżka
-Oby to było coś ważnego –
powiedział niezadowolony Niall
-Louis z Liną są u weterynarza, coś
musiało się stać, Li dzwoniła byśmy przyjechali, znaczy żebym
ja przyjechał lecz nie wiem czy przyda się im pomoc bo się
rozłączyłem... Dlatego też potrzebuje Ciebie – spojrzałem
prosząco na co on tylko ubrał dres i zeszliśmy na dół. Obaj w
dresach i trampach zgarnęliśmy dokumenty i kluczyki do auta po czym
wsiedliśmy do samochodu
-Oby tylko nas fotoreporterzy nie
złapali, bo będzie źle, Paul nas zabije już i tak wiele się
dzieje- jęknął Niall, miał rację strasznie narażamy się na
plotki. Jechałem dość szybko, byłem przerażony oby nic im nie
było. Jedno skrzyżowanie, drugie i trzecie. Zatrzymaliśmy się i
szybko wybiegliśmy z auta. Zamknąłem je i wlecieliśmy jak stado
bawołów jak nie gorzej do tej kliniki to co zobaczyłem wstrząsnęło
mną wewnętrznie...
-------------Niall--------------------
Wbiegliśmy jak głupki do weterynarza
i wtedy ujrzałem scenę, której nigdy nie chciałbym oglądać,
gdybym mógł wymazałbym ją z pamięci
-Kuuuuuuuuuuuuuur.... - krzyknęła Li,
jej oczy były zapłakane a warga pieniła się od wody utlenionej,
nad nią stała jakaś dziewczyna pewnie pracowała tutaj a obok niej
zakrwawiony od stóp do głów Louis...
-Matko, co wam się stało – pisnął
Zayn z przerażeniem a ja tylko podszedłem do krzesła bo zrobiło
mi się słabo, krew to coś czego nie lubię oglądać mój świat
zaczął szarzeć aż nagle nie widziałem już nic.
-Niall głowa między nogi –
usłyszałem jakby spod wody głos jakiejś dziewczyny, jednak nie
byłem w stanie tego zrobić nie panowałem nad swym ciałem, ktoś
mi pomógł
-Wdech – wydech Niall – to chyba
był Zayn próbowałem opanować swe ciało, swe myśli nie było
łatwo jednak po chwili wróciło wszystko do normy podniosłe się
powolnie
-powiecie mi co się stało?- spytałem
ich, nadal byłe blady widziałem swe odbicie w lustrze, jakbym ducha
zobaczył.
-Louis opowiesz im? Ja muszę iść
złożyć zeznania, aa potem chłopacy zabierają Cię do domu –
usłyszałam tylko jego ale -Nie ma żadnego ale... chłopacy
zabierzcie go – przytuliłam go mocno krew na naszych ubraniach
zaczynała już zastygać, pomasowałam jego ramię po czym poszłam
do drugiego pokoju na dość długą rozmowę, wiedziałam że ja
będę miała więcej do tłumaczenia niż Louis, bo to ja Andresowi
dopnę do sprawy pobicie...
-----------------Lou------------
Spuściłem wzrok, ciężko było mi o
tym rozmawiać jednak wiedziałem że będę musiał.
-Chłopacy pogadamy po drodze, nie chcę
jej tu zostawiać samej – spojrzałem na dziewczynę z recepcji
-Kat? Tak? Dobrze mówię? -ta przytaknęła – Zostawię Ci mój
telefon, dasz go Linie kiedy wróci, z niego ma napisać do Zayna
albo Nialla sms'a okej, i kiedy się dowie czegoś o psiaku? -
podałem dziewczynie swój telefon a ta tylko uśmiechnęła się
delikatnie
-Jasne, tylko hmm najlepiej jakbyście
potem kogoś przysłali po nią, ona jest w złym stanie to widać po
jej uśmiechu gestach. Ona się martwi o was, nie o siebie –
popatrzyła na naszą trójkę a ja posłałem w jej stronę ciepły
uśmiech, miała rację chciała dla wszystkich dobrze dookoła,
istny anioł.
-Do której będziesz tutaj? - spytałem
ją
-Hmm, do około 9 rano – przeczesała
palcami swoje ciemne włosy
-To hmm weź zapisz sobie numer,
chłopcy który chce dać uroczej Kat swój numer?! - zaśmiałem się
a jej policzki oblały się rumieńcem
-Niech weźmie mój – powiedział
Niall po czym zapisał na jej kartce numer komórki -proszę -dodał
jeszcze i wrócił na miejsce obok nas
-Okej, to jeśli ona do 8 stąd nie
pójdzie zadzwoń do Niall'a, chociaż może ja wrócę tutaj nie
wiem jeszcze. Która to jest 4, no to może. Aaa przekaż Linie, że
biorę klucze do jej mieszkania. Powiedz, że chcę zabrać swoje
rzeczy. - ta skinęła głową, po czym skierowaliśmy się do
wyjścia
-do zobaczenia – krzyknęliśmy do
niej na co ona pomachała tylko ręką.
----------------Kat-------------------
Nigdy nie przypuszczałabym, że ich
kiedykolwiek poznam. To tylko część, ale zawsze jestem zdziwiona,
że nie piszczałam tak chyba powinno być. Cóż, nie dałam za
bardzo po sobie poznać, że jestem ich wierną fanką. Uśmiechnęłam
się sama do siebie i wtedy drzwi się otworzyły wyszła z nich
Lina, tak tak miała chyba na imię.
-Louis pojechał z chłopakami? -
usiadła obok mnie na krześle
-Tak, aa tu jest telefon Louisa –
podałam jej iphona – masz z niego napisać jak coś będziesz
wiedziała do Niall'a albo Zayna. Aaaa i Lou zabrał klucze do
Twojego domu, bo chce zabrać rzeczy które u Ciebie zostawił –
ona skinęła tylko głową.
-Chcesz herbaty może? - spytałam na
co ona skinęła głową że tak, zaczęłam robić po czym nasza
rozmowa się rozwinęła. Dowiedziała się, że pochodzi z
Middsommer, że przyjechała tutaj by zacząć nowe życie, i
odnaleźć się na nowo. Że to że poznała chłopaków to tylko
przypadek dzięki Ed'owi Sheeran'owi, opowiedziała mi też o Tonnym,
o tęsknocie prawdziwej miłości swoich poglądach. Nie byłam jej
dłużna. Wyjawiłam że mam 19 lat, nazywam się Kat Chartuni, mój
ojciec jest właścicielem tej kliniki, że nie znam swej matki bo
zmarła przy porodzie. Opowiedziałam jej o tym jak mieszkałam w Los
Angeles do 15 roku życia, jednak ojciec postanowił się
przeprowadzić tu. Że od tego czasu moje życie legło w gruzach,
nie mam tu za wielu przyjaciół jednak jakoś sobie radzę,
opowiedziałam o jej głównych marzeniach takich jak nauczenie się
gry na gitarze, że chcę zostać stylistką. Opowiedziałam jej że
jedno z głównych marzeń, tj poznanie One Direction spełniło się
dzięki niej, dzięki tej sytuacji. Gdy skończyłam usłyszałam jak
otwierają się drzwi stanęłyśmy obie z Liną na równe nogi
-Najbliższy tydzień, pokaże nam czy
psiak przeżyje... - powiedział mój ojciec – jednak szanse są
niewielkie, pies ma połamane wiele kości dodatkowo miał dużo
obrażeń wewnętrznych...
---------------Lina------------------
Podczas naszej rozmowy, która biegła
swobodnie wyszedł pan Ethan Chartuni i powiedział o szansach na
przeżycie psa
-mam nadzieję, że przeżyje –
mruknęłam a on spojrzał na mnie z uśmiechem po czym z
przerażeniem, ja stanęłam przy lustrze nieco zdziwiona jego
zachowaniem. No tak... Twarz umorusana, rozcięta warga z której co
chwila leciała krew, ubrania całkowicie upaprane zastygniętą
krwią. - przepraszam, ale czy nie zechciałby mi pan zszyć rany? -
spytałam wskazując na wargę a on zaprosił mnie do swojego
gabinetu
-wybacz ale nie mogę Ci dać
znieczulenia, bo by mnie za to przymknęli – zaśmiał się na co
ja z nieszczęśliwą miną odpowiedziałam tylko
-przeboleję... aa jaka jest możliwość
pozbycia się blizny – spytałam go, był bardzo uprzejmy
-Hmm, dam Ci maści jednak jeśli
chcesz całkowicie się tego pozbyć to pozostaje Ci zabieg laserowy,
jednak blizna nie będzie zbyt wielka więc nie powinno być źle.
Widziałem jak rozmawiasz z moją córką, słuchaj mam prośbę nie
chciałabyś jej gdzieś wyciągnąć, całymi dniami uczy się czy
pracuje, ale nie wychodzi ma 19 lat powinna się bawić, wiem że to
moja wina i w ogóle... - zaczął mi się zwierzać, było to co
najmniej dziwne ale rozumiałam go przerwałam mu
-oczywiście nie ma sprawy, jest
strasznie sympatyczna, wyciągnę ją do ludzi a i może na zakupy
skoro chce być stylistką niech pokaże co potrafi – zaśmiałam
się a on ze mną, po czym zaczął szyć i mówić przy okazji
-jeszcze będę musiał iść na
policję dzisiaj, sam muszę złożyć zeznania i przedstawić dowody
przeciwko tym którzy to zrobili, właśnie gdzie Twój kolega? -
posłał mi ciepły uśmiech i skończył szyć.
-kazałam chłopakom po niego
przyjechać i zabrać do domu, ja sama zostałam nie mogłabym stąd
wyjść. Ah oczywiście, jeszcze zapłacę za leczenie, a jak będzie
możliwość to z chęcią przygarnę psiaka do siebie, mieszkam sama
a tak przynajmniej miałabym towarzystwo na kilka lat.
-Daj spokój, nie musi.... - nie dałam
mu skończyć
-Oczywiście że muszę,pieniądze tu
nie grają roli zdrowie jest ważniejsze niż jakiekolwiek pieniądze
-wstałam i wraz z nim powędrowaliśmy do Kat
-Kat, wystaw tej młodej pannie
rachunek – zaśmiał się a Kat spiorunowała go wzrokiem już
chciała coś mówić lecz zanim zdążyła ja poklepałam ją po
ramieniu
-spokojnie! Sama chcę zapłacić, już
Twojemu tacie tłumaczyłam że żadne pieniądze nie są tyle warte
co zdrowie... kogokolwiek. - powiedziałam i gdy ona zaczęła
wypisywać rachunek ja przeprosiłam ich na moment i zadzwoniłam do
Zayn'a, tłumacząc że potrzebuję podwózki, że są jakieś szanse
na przeżycie psa i tak dalej. Powiedział że Liam przyjedzie po
mnie za 10 minut.
-Okej, Liam po mnie przyjedzie za 10
minut - podałam kartę kredytową Kat – a tak w ogóle Kat, nie
zechciałabyś wpaść do mnie na kolację wieczorem? Będą
chłopacy, poznasz ich wszystkich -serdeczny uśmiech zagościł na
mej twarzy a jej oczy za błyszczały, pisnęła tylko co chyba miał
znaczyć tak. - Haha, ok to tutaj – zaczęłam zapisywać jej numer
i adres – masz na mnie namiary. Bądź o 17! - powiedziałam tylko
zabrałam kartę, pożegnałam się i wybiegłam ponieważ Liam
trąbił na zewnątrz.
--------------------Liam---------------
Jak ona wyglądała, jak co najmniej
tysiąc nieszczęść.... Jednak coś w tym obrazie mi nie pasowało,
tak czyżby... nie to nie możliwe. Ona się uśmiechała, ale nie
tak jakby udawała tak najszczerzej prosto z serca. Jej ubranie było
zakrwawione, a twarz nie wyglądała najlepiej
-Hej złotko, jedziemy – krzyknęła
do mnie i przybiła mi piąteczkę
-Hej, źle wyglądasz a jednak dobrze,
to jest podejrzane wiesz? - zaśmiałem się, mimo jej złego stanu
fizycznego miałem wrażenie jakby odżyła w środku. -Aaa, nie
jedziemy do Ciebie tylko do nas, chłopcy byli w nocy u Ciebie
zabrali rzeczy na rano abyś się przebrała i zjadła z nami
śniadanie... Ed'y też już jest u nas, chłopacy robią pyszne
naleśniki a Louis zrobił ciasto czekoladowo-marchewkowe, bo nie
mógł spać tak się niepokoił o Ciebie – dodałem jeszcze
-Dobrze, pojadę do was ale pod
warunkiem, że wieczorem przyjdziecie do mnie na kolację,
przedstawię wam Kat którą poznaliśmy w nocy z Louisem, jest
bardzo sympatyczna, aaa dodatkowo weźcie kogo chcecie – machnęła
ręką i się zaśmiała. Jej dobry humor udzielał się i mi,
zacząłem nucić One way or another a ona po chwili do mnie
dołączyła. Wysiedliśmy z auta i wbiegliśmy do domu śpiewając:
I’
m gonna get ya get ya get ya get ya
One way or another I’ m gonna win ya
I’ m gonna get ya get ya get ya get ya
One way or another I’ m gonna win ya
I’ m gonna get ya get ya get ya get ya
Przybiliśmy
sobie piątkę i zaczęliśmy się śmiać. Nie znałem jej z tej
strony, Lina wciąż mnie zadziwiała.
-Wróciliśmy!
- krzyknąłem po czym wszyscy zjawili się w drzwiach
-Trudno
było was nie usłyszeć – wytknął język Harry i spojrzał na
Linę ta dość szybko spuściła wzrok, przeraził się jak wszyscy
chyba. Faktycznie wyglądała na zmęczoną, dodatkowo była pobita
więc co się dziwić. Fioletowe limo pod okiem, rozcięta-zszyta
warga.
-Chłopcy,
nie patrzcie na mnie jak ufo, spoko... - westchnęła i zrezygnowana
poszła do kuchni nałożyć sobie śniadanie. - Aaa tak w ogóle, to
zapraszam was wieczorem na kolację... - ziewnęła.
-Mogłabym
się u was przespać z godzinkę dwie? Kolacja o 19 jakbym zapomniała
muszę być o 15 w domu jest 8 no to... - przerwała i ziewnęła
kończąc posiłek – o 14 się zmyję stąd – skończyła, po
czym Niall zabrał jej talerz a Louis zaciągnął na górę tyle ich
widziano....
------------------------------------------------
Jest 6 rozdział. mam nadzieję że nie ma w nim powtórzeń, wydaje mi się że nie ma. Przyznam szczerze się starałam. Pojawia się nowa postać niejaka KAT CHARTUNI, teraz będzie się rozwijało to opowiadanie. Cała ta historia jest pisana przeze mnie na pełnym spontanie, prawdę mówiąc nie mam jakiegoś większego planu.
MOŻE SKOMENTUJESZ? ;)
będzie mi cholernie miło.
xoxo
Lina